Zostać kontradmirałem Royal Navy w służbie Jej Królewskiej Mości nie było łatwo. Udało się tego dokonać Józefowi Bartosikowi, mieszkańcowi Topoli Wielkiej, który w 1939 roku otrzymał przydział na swój pierwszy okręt. Był pierwszym i jedynym Polakiem zapisanym w historiach brytyjskiej marynarki wojennej.
Lata pięćdziesiąte, brytyjska fregata HMS „Loch Scavaig”. Józef Bartosik przechadza się po pokładzie. Zagląda w każdy kąt, sprawdza, czy marynarze sumiennie wykonują jego polecenia. A chodzi dosłownie o każdy detal. Dłonią odzianą w białą rękawiczkę przeciera stoły i okrętowe urządzenia. W pewnym momencie odwraca się do jednego z matów i wykrzykuje: „Widzisz Villis? Tu jest tak czysto, że możesz jeść z podłogi”.
W książkach zapisano, że Bartosik kiedy był młody, wykazywał się ambitnością. Był piekielnie zdolny, a przy tym czepialski i skłonny do konfliktów. Podwładni go cenili, szanowali, choć mało kto chyba darzył go prawdziwą sympatią.
Józef Bartosik urodził się w 1917 roku, w Topoli Wielkiej koło Ostrowa Wielkopolskiego. Już od najmłodszych lat pasjonował się geografią. Godzinami przeglądał mapy, wodził po nich palcem, wyobrażał sobie dalekie podróże. W pewnym momencie nabrał przekonania, że kluczem do spełnienia marzeń może być służba na morzu. Jako osiemnastolatek wstąpił do Szkoły Podchorążych Marynarki Wojennej w Toruniu. Naukę ukończył jako prymus. Jesienią 1938 roku rozpoczął służbę w Gdyni, zaś kilka miesięcy później został oficerem wachtowym na szkolnym szkunerze ORP „Iskra”. Latem 1939 roku na jego pokładzie wyszedł w rejs po Morzu Śródziemnym. 1 września o świcie Bartosik akurat pełnił wachtę. W wydanej po wojnie książce „Wierny okręt” wspominał: „Odejmowałem już od oka lunetę sekstantu, gdy obok pojawił się biały drelich. Był to nasz radiotelegrafista okrętowy, stary, zawodowy marynarz. Twarz miał bladą jak kreda, przy tym wargi mu się trzęsły. Sądziłem, że jest chory. Rzecz wyjaśniła się wkrótce. Pamiętam, że oparł się ciężko o nadbudówkę i powiedział: „Napadli nas. Dziś rano. Warszawa, Gdynia zbombardowane…”.
Bartosik wyjechał najpierw do Francji, a potem Wielkiej Brytanii. Chciał walczyć z Niemcami. Przełożeni powierzali mu kolejne stanowiska. Służył m.in. w załogach niszczycieli ORP „Błyskawica” i ORP „Garland”, a także lekkiego krążownika ORP „Conrad”. Brał udział w konwojach przez Atlantyk i operacji „Neptune”, która poprzedzała lądowanie w Normandii. Wykonywał zadania od Arktyki po afrykańskie wybrzeża. W „Wiernym okręcie” pisał o „seledynowych lodach fiordów” i niszczeniu niemieckich posterunków obserwacyjnych na Spitsbergenie, białych nocach i „upojnym zapachu sosnowej puszczy”, który towarzyszył mu, gdy zbliżali się do brzegów Rosji. Wspominał „krzyki i szloch tysięcy polskich uciekinierów” napotkanych na pokładzie statku „Warszawa” u wybrzeży Turcji, a także „dziką rzekę Kongo”, „kauczukowe lasy” i „murzyńskie wioski”, pośród których rzucił kotwicę ORP „Garland”.
Kiedy skończyła się wojna Bartosik miał stopień kapitana. W 1946 roku oznajmił kolegom, że jednak zamierza przebywać na emigracji.
W królewskiej służbie
Bartosik, tak jak większość oficerów, obawiał się nowej władzy, która właśnie instalowała się w Polsce pod bacznym okiem Stalina. Ale czy za jego decyzją stało coś jeszcze? Trudno powiedzieć. We wspomnieniach o Brytyjczykach pisał na ogół bardzo ciepło: „Łączył nas jeden wspólny, wielki cel. Podążaliśmy do niego jedną drogą. I jedna przewodziła nam myśl, wiodąca do zwycięstwa”.
W kwietniu 1948 roku szczęście uśmiechnęło się do Bartosika. Został przyjęty do brytyjskiej marynarki. Spośród aplikujących do Royal Navy Polaków, udało się to jeszcze tylko dwóm oficerom. Oni jednak niebawem służbę porzucili. Tymczasem Bartosik bardzo szybko zaczął się piąć po szczeblach kariery. Początkowo służył w załogach jednostek eskortowych, a siedem lat później otrzymał pierwsze w swoim życiu stanowisko dowódcy okrętu. Brytyjscy przełożeni powierzyli mu fregatę HMS „Comus”. Potem dowodził całą eskadrą jednostek tej klasy, wreszcie nowoczesnym niszczycielem rakietowym typu County – HMS „London”. W 1966 roku został mianowany kontradmirałem. Nigdy wcześniej ani później żaden Polak nie dosłużył w Royal Navy tak wysokiego stopnia. Wraz z awansem, Bartosikowi powierzono stanowisko zastępcy szefa Sztabu Operacyjnego Sił Morskich.
Bartosik ze służby w Royal Navy odszedł w 1969 roku, w wieku 51 lat. Wkrótce został dyrektorem w armatorskim przedsiębiorstwie kontenerowym. Pracował tam do 1981 roku, kiedy to przeszedł na emeryturę. Zmarł w styczniu 2008 roku.
Śledź nas w Google News!
Zawsze na bieżąco z najnowszymi artykułami i informacjami.
Obserwuj nas w Google News