W okolicach szczytu Wielkiego Giewontu miała miejsce seria tragicznych w skutkach wyładowań atmosferycznych, w wyniku których śmierć poniosło 5 osób (4 po stronie polskiej i 1 po stronie słowackiej), a 157 odniosło rany. Wśród poszkodowanych byli ostrowianie. Sprawdziliśmy jak potoczyły się ich losy po dwóch latach od tego tragicznego wydarzenia.
Dokładnie 2 lata temu 22 sierpnia 2019 roku wczesnym popołudniem w Tatrach Zachodnich burza zaskoczyła turystów, którzy przebywali w rejonie krzyża na Giewoncie. Ludzie trzymali się metalowych łańcuchów, w które uderzył piorun i stali na mokrych skałach, które przewodziły prąd. Po stronie polskiej śmierć poniosły dwie młode kobiety i dwoje dzieci, a po stronie słowackiej czeski turysta.
Śmigłowce TOPR, LPR i policji przetransportowały do szpitali 56 osób.
Na Giewoncie przebywał wówczas strażak z Ostrowa Wielkopolskiego wraz z rodziną. Pan Przemysław doznał urazu nogi, ale w dużo gorszym stanie była jego żona. Najbardziej ucierpiał jej łokieć.
Przeżyliśmy koszmar, którego nie da się zapomnieć. Wszystko trwało zaledwie kilkanaście sekund. Potężny huk, potem rozbłysk błyskawic. Piorun uderzył w krzyż i łańcuchy. To było tak potężne, że niektórzy turyści spadali ze skał – opowiada pan Przemysław. Do tragedii doszło, gdy na Giewoncie były setki osób. Rozpoczęła się dramatyczna walka o życie. – Wybuchła panika, ludzie wzywali pomocy. Z każdej strony było słychać jęk rannych i płacz dzieci. Nie wiadomo było, kogo najpierw ratować, czy rannych, czy dzieci – mówi turysta. Na szczycie rozgrywał się dramat. W strugach deszczu turyści reanimowali czwórkę najciężej rannych – dwójkę dzieci i dwie kobiety. – Widziałem, jak turyści robią im sztuczne oddychanie. To była walka o każdy oddech, każde tchnienie. Bardzo szybko na Giewoncie pojawili się ratownicy. Przejęli reanimację. Jedni ratownicy cały czas przychodzili, inni schodzili z noszami – opowiada ocalony mężczyzna. Niestety, mimo wysiłków nie udało się uratować życia 10-letniej dziewczynki i jej rówieśnika. Na miejscu zginęły też dwie kobiety – 24-latka i 46-latka. Rannych zostało ponad 150 osób.
Dziś pan Przemysław nadal dzielnie służy w Państwowej Straży Pożarnej ratując mienie oraz ludzie życie i zdrowie. Natomiast jego żona powróciła do miejsca pracy. Także w przypadku ostrowian ta dramatyczna historia skończyła się nie najgorzej.
Śledź nas w Google News!
Zawsze na bieżąco z najnowszymi artykułami i informacjami.
Obserwuj nas w Google News