Wyciskająca łzy historia śmierci 13-latki

13-letnia dziewczynka z Ostrowa Wlkp. zginęła tragiczną śmiercią podczas wakacyjnej przygody na jednym ze stawów. Do tej tragedii doszło 39 lat temu i nie była ona do tej pory szerzej znana ostrowianom. Historia ma także wzruszające zakończenie w postaci bezinteresownego odnowienia miejsca pamięci zmarłej Elżbietki Ziembickiej.

Była słoneczna niedziela (1 sierpnia 1982 roku). Grupka kilku dorosłych i gromadka dzieci udały się na popołudniowy spacer. Wśród nich była Elżbietka, która wraz z babcią przyjechała z Ostrowa Wielkopolskiego na wakacje do Kuźnicy Myślniewskiej, gdzie w leśniczówce na stażu przebywał jej starszy brat Janusz.

Wraz z sąsiadami i ich dziećmi poszła nad stawy, oddalone o około 4 km od leśniczówki. Rodzina Cegłów mieszkała tuż obok, więc Elżbietka często przebywała wśród nich. Korzystając z pobytu nad
wodą, razem z 10-letnią Bernadetą postanowiły popływać na pontonie. Dalej wszystko potoczyło się błyskawicznie – plusk wody i krzyki tonących dzieci.

„Krzyczę do męża: Władek, ratuj! Mąż niewiele myśląc zrzucił buty i w ubraniu skoczył do wody. Od brzegu było kilkanaście metrów i niezbyt głęboko, więc dobiegł do tonących dziewczynek,
chwycił je i zaczął holować. W pewnej chwili poczuł, że grunt usuwa się mu spod nóg. Okazało się, że w tym miejscu był rów odprowadzający wodę ze stawu. Na ratunek szamoczącym się w
wodzie przybiegła kuzynka, podała mężowi gałąź. Przy całym tym zamieszaniu Elżbieta wyśliznęła się z rąk, jedynie Bernadeta kurczowo trzymała się ojca. Tak dotarli do brzegu.” – z przejęciem o rozgrywającym się przed laty dramacie mówi Alicja Cegła na łamach gazety Czasostrzeszowski.pl

Słysząc rozpaczliwe wołania, na pomoc przybiegł Józef Walichnowski łowiący w pobliżu ryby. Zauważył unoszące się na wodzie dziecko, popłynął w jego kierunku i przyholował nieprzytomną dziewczynkę. Pan Józef nie ukrywa, że całym zajściem był mocno poirytowany, bo nie mógł zrozumieć, jak można było dopuścić do takiego nieszczęścia. Wezwano pogotowie, jednocześnie podjęto próbę reanimacji dziecka – wszystko bez skutku. Elżbietka nie odzyskała przytomności.

Utonęła w stawie Dziurów, położonym w leśnictwie Dąbrowa, we wsi Kuźnica Myślniewska.

Drugą tonącą wówczas dziewczynką była Bernadeta. Dziś pani Bernadeta jest matką trojga dzieci. Niechętnie powraca do tamtych wydarzeń. Choroba córki i codzienne kłopoty nieco
usunęły w cień złe wspomnienie z dzieciństwa.

Przypomina sobie, że prawdopodobnie wpadła do wody, a Elżbietka, chcąc ją wyciągnąć, również tam się znalazła. Wie, że w szoku chwyciła się taty, potem niczego nie pamięta, chyba straciła przytomność. Od tamtej chwili nigdy nie była nad stawem w Dąbrowie, do wody czuje lęk.

Tyle bezpośredni uczestnicy tego wydarzenia. Śmierć dziecka to przede wszystkim tragedia rodziców. O bólu, jaki był ich udziałem, mówią wspomnienia Oktawiana Ziembickiego. Cały swój ból zawarł on w trenach i wspomnieniach dedykowanych ukochanej córeczce. Pisane od grudnia 1982 do czerwca 1983r, umieszczone na 207 stronach rękopisu są dokładnym zapisem wydarzeń tamtych tragicznych dni, rejestrem dokumentów, zasłyszanych informacji i własnych odczuć. Przede wszystkim są jednak prze-pełnioną żalem tęsknotą, która kierowała myśli ojca ku Elżbietce i nakazywała mu spisać je dla potomnych.

Oto fragmenty tych wspomnień

POMYSŁ SPISANIA WSPOMNIEŃ
„Przez zwykły przypadek. Paląc w piecu znalazłem w makulaturze kartkę z zeszytu zapisaną przez Ciebie. Trzymając ją w ręku doznałem nieopisanego smutku. Pomyślałem wtedy, że wystarczy ją spalić i ślad wszelki po niej zaginie. Schowałem tę zapisaną przez Ciebie kartkę i pomyślałem, że jest to tylko fragment Twego życia. W tym momencie powstała myśl o całościowym ujęciu w zapisie tego, co pamiętam i co uda mi się o Tobie odtworzyć.”

W LEŚNEJ GŁUSZY
„Nadzieja Elżbietki na wyjazd do leśniczówki stała się bardziej realna, gdy Mariusz po ukończeniu stażu w Bieszczadach przeniósł się do Nadleśnictwa Przed- borów i podjął pracę w leśnictwie Zmyślona Ligocka, położonej niedaleko Kobylej Góry.”

CZYTAJ  Nie żyje lokator - pożar kamienicy

POŻEGNANIE
„Było to w środę, 28 lipca 1982 r. Żona powróciła do domu z zakupów. Już w przedpokoju powiedziała do Eli i babci (słyszałem to siedząc w kuchni przy warsztaciku): No, moje panny, szykujcie się zaraz do wyjazdu na leśniczówkę. Elżbietka przybiegła do mnie do kuchni, w pośpiechu pocałowała w oba policzki i powiedziała: Cześć, tato, nie martw się o nas i pracuj. Jak przyjadę, to ci pomogę. Pa”

W MAJESTACIE ŚMIERCI
„Śmierć – słowo jednosylabowe, ale jego znaczenie jakże jest okrutne, bolesne, ostateczne.”
„Była niedziela, 1 sierpnia, ciepłe późne popołudnie. Mariusz był wtedy w domu, przyjechał do Ostrowa, by zabrać potrzebny prowiant. Zapytany przez żonę, czy nie bał się zostawić babcię i Elę same, odrzekł: Mamusiu, przecież one dają sobie dobrze radę, a gdyby babci coś się stało, Ela wie, gdzie jest telefon (…) Po powrocie z kościoła do domu wyglądałem na ulicę przez otwarte okno. W tym właśnie czasie przyszedł do nas syn sąsiada. Dzwoni ktoś z Rzeszowa – powiedział. Okazało się potem, że to nie z Rzeszowa, ale z Ostrzeszowa. Pomyślałem, że to dzwoni Ziutka, bratowa żony, więc lepiej jak pójdzie do telefonu Genia. Żona poszła. Lecz po chwili przychodzi drugi syn sąsiada i mówi, że to jednak ja jestem proszony do telefonu. Po wejściu do przedpokoju, gdzie był telefon, zorientowałem się, że coś jest nie tak. Żona siedziała na parkiecie koło stolika, głośno płacząc, powiedziała do mnie: Nasza Ela nie żyje! Elżbietka utonęła! Nogi pode mną się ugięły, zawirowało w oczach. Nie mogłem i nie chciałem w to uwierzyć. (. ) Zaraz po tej bolesnej wiadomości pojechałem z żoną i Mariuszem taksówką do leśniczówki.”

BOLESNE OCZEKIWANIE
Wreszcie dojechaliśmy na miejsce. W głębi było widać oświetlone okno leśniczówki, gdzie babcia, o niczym nie wiedząc, z niepokojem czekała na powrót wnuczki. Ponieważ taksówkarz nie wyraził zgody na przewóz ciała Eli do domu w Ostrowie, powiedziałem żonie, aby wraz z babcią pojechała do domu i załatwiła karetkę. Leśniczy dał ciągnik. Mariusz i dwóch pracowników, zabrawszy nosze pojechali po Elżbietkę. Nastało długie, bolesne oczekiwanie. Siedziałem na schodach domu, kiedy usłyszałem warkot ciągnika. Serce zabiło mi mocniej. Ujrzałem nosze i Elżbietkę przykrytą dużym pomarańczowym kocem. Leżało to biedactwo całe mokre z rękami wyciągniętymi wzdłuż ciała, oczy na wpół przymknięte. Ubrana w jednoczęściowy strój kąpielowy koloru pomarańczowego. Klęcząc, spadającymi kroplami łez, które ciekły po mych policzkach, polewałem jej ręce i twarz. Zostałem sam z Elżbietką w obecności wszechpotężnego majestatu śmierci. Było już po północy, jak zajechała pod leśniczówkę furgonetka mego kolegi Benia. Ułożyliśmy Elżbietkę z powrotem na nosze i wynieśliśmy do samochodu. Przez całą drogę trzymałem Elżbietkę za złożone dłonie. Wreszcie dotarliśmy. Wnieśliśmy Elę do jej pokoju. Kobiety zaraz zajęły się ubieraniem i jej uczesaniem. Do rana nikt już nie spał. Tak minęła czarna niedziela 1 sierpnia 1982 roku.”

OSTATNIE POŻEGNANIE
W środę, 4 sierpnia o godzinie 9.45 1982 r., zaczął się pogrzeb Elżbietki. Kościół był zapełniony ludźmi. Szczególnie dużo było dzieci. Dyrektor szkoły muzycznej, do której uczęszczała Ela, przyprowadził grupkę starszych dzieci, dając krótki koncert podczas mszy w farze. Mszę żałobną odprawił nowy proboszcz naszej parafii ks. Alfred Mąka. Po wyjściu z kościoła autokary pełne ludzi i szereg prywatnych samochodów udało się na cmentarz przy ul. Bema. Doszliśmy do otwartej mogiły, nad którą złożono białą trumnę. Nadszedł przykry moment opuszczenia jej do grobu i rzucenie przez księdza garści ziemi ze słowami; „ Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz”. Ze łzami w oczach rzuciłem również garść jasnego piachu i znakiem krzyża pożegnałem moją Elżbietkę w tym doczesnym życiu – na zawsze.”

„ Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim,
Moja droga Elżbieto tym zniknieniem swoim!
Pełno nas, a jakoby nikogo nie było:
Jedną maluczką duszą tak wiele ubyło”
/J. Kochanowski, Tren VIII/

Taki właśnie cytat widnieje na pomniku Elżbietki, na cmentarzu w Ostrowie Wlkp. przy ul. Bema (nr grobu 4613).
***
W dalszej części swych wspomnień Oktawian Ziembicki wyraża wątpliwość, co do przebiegu zdarzenia związanego ze śmiercią córki. „Jedynie Bóg i Elżbietka wiedzą, jak było – pisze”. Ma żal do obecnych tam osób, że nie zapobiegli tragedii. Jednocześnie stwierdza, że nawet najsurowsza kara nie zwróci życia córce, a wszelkie procesy naruszyłyby spokój Jej duszy.

CZYTAJ  Mocny wypadek trzech aut przy dworcu PKP (ZDJĘCIA)

Wspomina także sen, w którym przyśniła mu się Elżbietka, prosiła: „Wiesz tatuś, postaw w tym miejscu, duży biały krzyż, a na nim na kartce z zeszytu, napisz ołówkiem, kto tam zginął.”
Tak też uczynił i 22 października 1982 r. wraz z synem Mariuszem ustawił brzozowy krzyż – po sześciu latach zastąpiony betonowym.

We wspomnieniach pozostawionych przez p. Oktawiana Elżbietka jawi nam się jako „mały skrzat” (tak ją nazywano), który przemienił się w spokojną, uczynną, uzdolnioną muzycznie, lubiącą sport i wrażliwą dziewczynkę.

Autora wspomnień nie ma już wśród nas, odszedł w 1994 r. by już na zawsze być ze swoją ukochaną córeczką. Co roku w pierwszą niedzielę sierpnia w Myślniewie odprawiana jest msza za duszę śp. Elżbiety Ziembickiej. W ten sposób spełnia się testament ojca: „Niech pamięć o Tobie żyje ciągle wśród nas.”

Oktawian Ziembicki, ojciec Elżbietki, urodził się 4 listopada 1932 roku w Odessie jako syn Bronisława i Cecylii z domu Baran. Ukończył najpierw Szkołę Podstawową im. Tadeusza Kościuszki w Ostrowie Wielkopolskim, a następnie w latach 1948-1952 był uczniem Gimnazjum Męskiego. W okresie 1956-1959 pracował w Przedsiębiorstwie Budownictwa Terenowego w Ostrowie w charakterze magazyniera i zastępcy kierownika budów. Następnie był zatrudniony w Zakładach Betoniarskich. W roku 1976 uległ wypadkowi, który uniemożliwiał mu dalszą pracę. Przeszedł na rentę inwalidzką, a następnie na rentę chorobową. Ożenił się w Sanoku z Eugenią Pietraszek. Wychowali synów Janusza i Mariusza. Niestety córeczka Elżbieta zmarła przedwcześnie.

Wypełnił też wolę córki, która we śnie prosiła go, by na brzegu stawu ustawił krzyż. Tak też zrobił 22 października 1982 roku, przy pomocy syna Mariusza. Sześć lat później zniszczony upływem czasu brzozowy krzyż został zastąpiony betonowym. Oktawian pozostawił także wspomnienia dedykowane ukochanej córeczce, które pisał w okresie od grudnia 1982 roku do czerwca 1983 roku. Pod wpływem dramatycznych przeżyć przeszedł załamanie psychiczne. Zmarł 9 lutego 1994 roku, w wieku 61 lat, z powodu choroby nowotworowej płuc. Został pochowany, podobnie jak i córka, na cmentarzu parafialnym przy ulicy Bema w Ostrowie.

Na końcu tej historii jest pozytywny akcent. Pan Piotr Scheithauer napisał do nas i poinformował o miejscu pamięci, kilkumetrowym krzyżu. Przez lata zdążył utracić blask. Historia Elżbietki wzruszyła pana Piotra i ten postanowił odrestaurować krzyż oraz teren wokół. Krzyż przed renowacją, a także po można obejrzeć poniżej.

PRZED RENOWACJĄ

PO RENOWACJI

POLECANE NEWSY

Śledź nas w Google News!

Zawsze na bieżąco z najnowszymi artykułami i informacjami.

Obserwuj nas w Google News
Subskrybuj
Powiadom o
11 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Anty
3 lat temu

Wszędzie te krzyże katolickie i manekin zwłok na patyku. Feee

Bezduszny manekin jesteś
odpowiada  Anty
2 lat temu

Biedny jesteś. Współczuję ci.

Viola
3 lat temu

Aż nie chce się wierzyć że to już tyle lat!

ktos cos
3 lat temu

13-latka to nie jakas mała dziewczynka ze pusciła sie ojca cos tu sie nie zgadza

Detektyw Łodyga
3 lat temu

Przecież zeznania świadków tego zdarzenia kupy się nie trzymają! Ciekawe co tam stało się naprawdę i szkoda ze nikt nie drążył tego tematu. Ojca tej dziewczynki intuicja nie myliła.

do Eco
3 lat temu

Bardzo dziękuję za komentarz miałam okazję poznać panią Eugenię w pracy w przychodni bardzo ciepła serdeczna bardzo sumienna osoba masz rację o wielkim sercu teraz takich osób się nie spotyka nie wiedziałam , że dotknęła ją taka tragedia

Eco
3 lat temu

Do zainteresowanej.Tak to była jej córka,
a Pani Eugenia była pielęgniarką z powołania i z tego co wiem była to osoba o wielkim sercu jakich teraz trudno spotkać.

Syn Bogdana
3 lat temu

Największymi bohaterami to są ci Państwo Cegłowie. Pozwolili 2 małym dziewczynkom wypłynąć pontonem na środek stawu. W państwie prawa do dzisiaj powinni gnić w pierdlu

Weronika
3 lat temu

Każdego dnia o każdej porze dzieją się tragedie ludzie ciekawa opowieść stare dzieje życie płynie dalej

smutek
3 lat temu

(*)

zainteresowana
3 lat temu

Czy to córka pani Eugenii Ziembickiej cudownej ciepłej kobiety z Poradni Okulistycznej

11
0
Napisz co o tym sądziszx