Po nagłośnieniu przez media kontrowersyjnej decyzji o utajnieniu procesu o zadośćuczynienie dla braci Pankowiak, wykorzystywanych przez księdza pedofila, nastąpił nagły zwrot akcji. Sędzia przyznała, że artykuł Gazety Wyborczej zakłócił jej spokój i spowodował bezsenność.
Piotr Żytnicki z poznańskiej redakcji Gazety Wyborczej zrelacjonował to tak:
„Wczoraj przed południem dowiedziałem się, że sędzia Arleta Konieczna z Kalisza utajniła proces wytoczony miejscowej diecezji przez Bartłomieja i Jakuba Pankowiaków, ofiary księdza pedofila. Utajniła, bo jej zdaniem mógłby zagrażać moralności. Najpierw się zdziwiłem, potem wkurzyłem. Postanowiłem działać.
Napisałem artykuł, w którym skrytykowałem utajnienie procesu. Potem skargę do prezesa sądu i jeszcze oficjalny wniosek do sędzi Koniecznej o przywrócenie jawności. I jeszcze prośbę o interwencję do fundacji Court Watch Polska (monitoruje pracę sądów) i do biura Rzecznika Praw Obywatelskich.
To jest cholernie ważna sprawa i wcale nie dlatego, że dramatyczną historię Bartka i Jakuba zobaczyły miliony Polaków w filmie braci Sekielskich „Zabawa w chowanego”. To jest cholernie ważna sprawa, bo Kościół w Polsce nie chce płacić za krzywdy wyrządzone przez księży pedofilów. Kościół trzeba do tego zmuszać. Kropla drąży skałę.
Bartek i Jakub opowiedzieli o molestowaniu przed kamerami. Bartek powtórzył to w procesie karnym pedofila, który był jawny. Czyją moralność chciała więc chronić sędzia Konieczna? Czy zbrodnie księży pedofilów i parasol ochronny przełożonych mają być nadal tematem tabu?
Zaprotestowałem, bo nie mogłem się zgodzić na utajnienie rozprawy. Jawność gwarantuje konstytucja, a powołując się na ochronę moralności sędzia nadużyła prawa.
Niektórym nie mieści się w głowie, że dziennikarz może coś takiego napisać. Sąd się szanuje, przed sądem się klęka. Nie tak dawno musiałem się tłumaczyć, bo napisałem w tekście, że sędzia Kinga Przybylska-Wieczorek skłamała w wydanym postanowieniu. No, skłamała, więc tak napisałem. Miałem pisać, że minęła się z prawdą?
No więc sędzia Konieczna z Kalisza nadużyła prawa i uznałem, że tak nie wolno tego zostawić. Konstytucja zapewnia jawność postępowań sądowych i wolność prasy – i sędzia z Kalisza nie będzie tego zmieniać.
Gdy przed południem wywołano sprawę, wszedłem z innymi dziennikarzami do sali rozpraw. Sędzia Konieczna nie chciała wyjaśnić, dlaczego jawny proces zagraża moralności. – Decyzja jest zgodna z prawem, a państwo już dużo napisali. Proszę opuścić salę – tak powiedziała.
– Sąd nas usuwa, nie wyjaśniając opinii publicznej powodów swojej decyzji – zauważyłem.
– To pana komentarz – odpowiedziała.
Przez kilkadziesiąt minut prowadziła rozprawę za zamkniętymi drzwiami – czekaliśmy na korytarzu. Gdy po przerwie strony wróciły do sali, weszliśmy razem z nimi. Ponownie domagałem się wyjaśnień. Sędzia zagroziła, że jeśli nie wyjdę z sali, wezwie ochronę.
– Czytałam pana artykuł i nie pozostanę obojętna – stwierdziła. No dobrze, niech nie będzie, niech pozywa, tylko się uśmiechnąłem, bo takie groźby nie robią na mnie wrażenia.
I wiecie co? Presja jednak ma sens. W tym wypadku przyniosła skutek, bo po kolejnych kilkunastu minutach sędzia Konieczna odtajniła rozprawę i wpuściła nas do sali rozpraw. Nie przyznała się do błędu, nie przeprosiła, ale najważniejsze, że mogliśmy obserwować i relacjonować rozprawę.
Gdy rozprawa się skończyła, sędzia powiedziała jeszcze: – Przez pana artykuł całą noc nie zmrużyłam oka. Liczę na sprostowanie i przeprosiny.
Sędzia zna prawo, więc wie, jak wystąpić o sprostowanie. A przepraszać nie będę, bo nie mam za co. Mam za to satysfakcję, że udało się odnieść kolejny mały sukces.”