Mieliśmy lecieć na urlop do Barcelony. Zamiast wakacji marzeń, piekło na ziemi… 20 września mój partner Łukasz zasłabł w pracy. Pracuje na kolei, był akurat daleko od domu. Jeszcze zdążył do mnie zadzwonić, że wiozą go na SOR… Wtedy jeszcze łudziłam się, że to nie może być przecież nic poważnego! Ale wkrótce usłyszeliśmy wyrok. Ten najgorszy…
Do szpitala, gdzie zawieźli Łukasza, miałam 2 godziny drogi. W jej trakcie jeszcze rozmawialiśmy – powiedział, że jest po wstępnych badaniach. Niestety, lekarze odkryli coś niepokojącego w jego głowie…
Dojechałam na miejsce. Wtedy na rozmowie lekarz przekazał, że mój Łukasz ma w głowie guza wielkości piłki do ping-ponga! Nogi ugięły się pode mną… Musiał zostać na obserwacji i dalszych badaniach. Ja musiałam wrócić do domu.
Kolejnego dnia jak na szpilkach czekałam na informację – Łukasz miał zadzwonić. Telefon jednak milczał. Nie mogłam się do niego dodzwonić, aż w końcu ktoś odezwał się po drugiej stronie. Nie był to jednak jego głos… Pielęgniarka powiedziała mi, że Łukasz jest nieprzytomny i że mam jak najszybciej przyjechać do szpitala. To były najdłuższe 2 godziny mojego życia, nie pamiętam prawie drogi…
Na miejscu zobaczyłam Łukasza zaintubowanego. Grunt mi się usunął spod stóp… Pilnie został przewieziony na neurochirurgię do Poznania. Jeszcze tego samego dnia został zoperowany i zostawiony w śpiączce klinicznej…
Kolejne 3 tygodnie Łukasz spędził w szpitalu. Gdy go wypisali do domu w stanie stabilnym, miał niedowład prawej części ciała. Teraz chodzi, ale to nie jest ten sam, jeszcze niedawno zupełnie zdrowy, silny i sprawny mężczyzna…
11 października dowiedzieliśmy się, że Łukasz walczy z wrogiem chyba najgorszym z możliwych – z glejakiem wielopostaciowym IV stopnia złośliwości…
Skierowanie na radioterapię i chemioterapię – mimo że to leczenie nie daje nam wielkich szans…
Chcemy spróbować leczenia w Niemczech – immunoterapii. Ta jest jednak bardzo droga – samo badanie do stworzenia szczepionki immunologicznej to koszt ok. 25 tys. zł. Stworzenie szczepionki to koszt rzędu 350 tys. zł plus dojazdy i możliwe dodatkowe leczenie na miejscu…
Obecnie jest to najbardziej obiecujące leczenie, jakiemu możemy poddać Łukasza. Niestety, nie mamy takich ogromnych środków, by je opłacić…
Łukasz się nie poddaje. Chce poddać się każdej możliwej formie leczenia, jaką oferuje współczesna medycyna. Wierzy, że przed nim jeszcze wiele pięknych lat życia… Przyznał się mi niedawno, że na naszych odwołanych już wakacjach planował zapytać mnie o rękę. Samolot odlatuje bez nas, ale to nie jest najważniejsze. Obiecałam mu, że jeszcze polecimy do Barcelony. Że jeszcze będzie pięknie…
Bardzo Was proszę o pomoc dla Łukasza…
Magdalena
https://www.siepomaga.pl/lukasz-lukomski
Śledź nas w Google News!
Zawsze na bieżąco z najnowszymi artykułami i informacjami.
Obserwuj nas w Google News