Od trzynastu lat karę 25 lat pozbawienia wolności w Zakładzie Karnym we Włocławku za zabójstwo dwóch kobiet w Tłokini Wielkiej, małej miejscowości niedaleko Kalisza, odbywa Piotr Mikołajczyk. Śledztwo oraz proces, który zakończył się jego skazaniem, wzbudza jednak poważne wątpliwości, a sprawą zajęli się dziennikarze programu „Superwizjer” TVN, którzy podjęli próbę zweryfikowania, czy faktycznie jest on sprawcą, czy może sam padł ofiarą pomyłki sądowej.
Tragiczne zdarzenia w Tłokini Wielkiej
3 listopada 2010 roku dwunastoletnia Kasia wróciła ze szkoły do domu, gdzie odnalazła zwłoki swojej mamy i babci, leżące we krwi. Monika, młodsza z kobiet, zginęła na miejscu od czternastu ciosów siekierą. Jej matka zmarła kilka godzin później w szpitalu, po tym jak otrzymała siedem ciosów tym samym narzędziem. Mimo licznych śladów krwi, sprawca nie pozostawił za sobą wyraźnych tropów. Policji nie udało się ustalić świadków ani motywu zbrodni, a przez kolejne dziewięć miesięcy śledztwo nie doprowadziło do zatrzymania podejrzanego.
W sierpniu 2011 roku policja otrzymała anonimowy donos wskazujący na 23-letniego Piotra Mikołajczyka, pracującego sezonowo w okolicy, jako domniemanego sprawcę zbrodni. Po zatrzymaniu przyznał się do morderstwa, co szybko posłużyło za podstawę do wszczęcia przeciw niemu procesu.
Proces pełen wątpliwości
Proces Mikołajczyka, jak wskazują dziennikarze „Superwizjera”, opierał się głównie na jego przyznaniu się do winy, choć wyrok bazował na dowodach poszlakowych. Sąd pierwszej instancji skazał go na dożywocie, natomiast sąd drugiej instancji zmniejszył karę do 25 lat więzienia. W trakcie śledztwa nie znaleziono jednak przekonujących dowodów potwierdzających jego udział w zbrodni.
Dziennikarze stawiają pytanie, czy Mikołajczyk mógł zostać ofiarą nacisków ze strony organów ścigania. Według kuzynki oskarżonego, Piotr, cierpiący na niepełnosprawność intelektualną, obawiał się policjantów, którzy mieli na niego wywierać presję. „Podsunęli mu kartki papieru, podpisał i jest ok. Gdyby mu podsunęli jeszcze 3, 4 morderstwa, też by podpisał” – mówi ze smutkiem jego kuzynka.
Profesor Ewa Gruza z Uniwersytetu Warszawskiego, specjalistka z zakresu kryminologii, podkreśla, że brakuje dowodów na powiązanie Mikołajczyka z ofiarami, a przyznanie się mogło zostać na nim wymuszone. Według niej, osoby z ograniczeniami umysłowymi są szczególnie podatne na naciski, mogą też zgodzić się na fałszywe oskarżenia wobec siebie, byle tylko uniknąć dalszych trudności.
Dowody budzące kontrowersje
W śledztwie pojawiło się wiele wątpliwości co do rzetelności materiału dowodowego. W jednym z pomieszczeń odkryto ślad krwi, który nie należał ani do skazanego Piotra, ani do ofiar. Na ciele Moniki zabezpieczono również męskie DNA, jednak ówczesne możliwości techniczne nie pozwalały na dokładne zbadanie, do kogo należał materiał genetyczny. Wątpliwości budzi także zmienność zeznań samego Mikołajczyka, który początkowo mówił o młotku jako narzędziu zbrodni, a później o siekierze.
Na pewnym etapie śledztwa policja skierowała podejrzenia na rodzinę sąsiadującą z posesją ofiar, a także na Marka B., którego w domu znaleziono zakrwawiony ręcznik oraz ubrania. Ojciec mężczyzny tłumaczył, że krew pochodzi od niego, jednak badania wykazały, że była to krew innej osoby. Matka Marka utrzymywała z kolei, że krew pochodziła od zwierząt, ponieważ jej syn miał pracować przy obróbce mięsa. Mimo tego, sprawa nie została wyjaśniona, a dowody budzące wątpliwości nie doczekały się wyczerpującej analizy.
Wątpliwości prawne
Dziennikarze „Superwizjera” uważają, że mogło dojść do złamania jednej z podstawowych zasad Kodeksu postępowania karnego, zgodnie z którą wszelkie wątpliwości należy rozstrzygać na korzyść oskarżonego. Według adwokata Pawła Głuchowskiego, Piotr Mikołajczyk przyznał się do winy po tym, jak policjanci przedstawili mu swoją wersję wydarzeń. „Myśmy powiedzieli mu jak było, a on powiedział – Tak było” – relacjonuje mecenas.
Prawnik przytacza także informację, że Piotra wskazała konkretną osoba, a sam Mikołajczyk planował opuścić miejscowość dzień po zabójstwie.
Nowe śledztwo i nadzieje na sprawiedliwość
Sprawa, za którą siedzi Piotr Mikołajczyk, trafiła do Prokuratury Okręgowej w Poznaniu oraz policyjnego Archiwum X, gdzie podjęto próbę zweryfikowania zgromadzonych dowodów oraz nowych faktów. Świadkowie, którzy mogą znać prawdę, wciąż pozostają w kręgu podejrzeń, a jedna z sąsiadek przyznała w wywiadzie, że na etapie przesłuchania nie wykluczała wiedzy o zbrodni, ponieważ informacje o wydarzeniu docierały do niej drogą sąsiedzką. Wyniki badań wariograficznych rodzeństwa podejrzanych sugerowały, że mogli posiadać informacje na temat zbrodni.
Obrona Piotra Mikołajczyka, wspierana przez adwokatów i osoby zaangażowane w pomoc, złożyła także skargę do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Pojawiają się pytania, czy za zbrodnię w Tłokini odpowiada Piotr, czy też rzeczywisty sprawca pozostaje na wolności. Dla Katarzyny Urbaniak, córki zamordowanej Moniki, która również uważa, że Mikołajczyk jest niewinny, wyjaśnienie tej sprawy jest kluczowe, by odnaleźć spokój i sprawiedliwość dla swojej rodziny.
Sprawa Piotra Mikołajczyka pozostaje jedną z najbardziej zagmatwanych i kontrowersyjnych w polskim wymiarze sprawiedliwości, a pytania o uczciwość śledztwa i procesu są podstawą do dalszej analizy.
Śledź nas w Google News!
Zawsze na bieżąco z najnowszymi artykułami i informacjami.
Obserwuj nas w Google News