Jedno z małych miast stało się pionierem we wdrażaniu nowatorskich rozwiązań w przestrzeni edukacyjnej, wprowadzając Mobilne Strefy Ciszy. To filcowe „dynie” i „fasole”, które mają pomóc dzieciom radzić sobie z nadmiarem bodźców, hałasem i przebodźcowaniem. Pomysłodawczynią projektu jest pedagog Wioletta Matusiak, a inicjatywę wspiera samorząd Pleszewa.
Nowa jakość edukacji czy zbędny gadżet?
Współczesne dzieci i młodzież zmagają się z wieloma wyzwaniami – nadpobudliwość, problemy z koncentracją czy nadmiar bodźców to codzienność w szkolnych murach. Mobilne Strefy Ciszy mają być bezpiecznym miejscem, gdzie najmłodsi mogą się uspokoić i skupić. Jak tłumaczy Izabela Świątek, zastępczyni burmistrza Pleszewa, publiczne placówki edukacyjne otrzymały już pierwsze strefy, a nauczyciele przeszli specjalne szkolenia z ich wykorzystania.
Podzielone opinie internautów
Nie wszyscy jednak uważają projekt za trafiony. Internauci mają mieszane uczucia wobec tej innowacji.
- „Wszyscy płaczą nad złym stanem psychologii dziecięcej, a nikt nie zastanawia się, dlaczego dzieci w ogóle potrzebują psychologów. Takie działania pogłębiają przewrażliwienie na wszystko i marnują publiczne pieniądze.”
- „Lepiej przeznaczyć te fundusze na chore dzieci. To wstyd, że pieniądze idą na takie rzeczy!”
- „Może najpierw nauczyciele powinni spróbować, zanim każą w tym siedzieć dzieciom?”
Nie brakuje także obaw, że Mobilne Strefy Ciszy mogą być wykorzystywane jako forma kary dla uczniów zamiast dobrowolnej przestrzeni do wyciszenia.
Przyszłość Mobilnych Stref Ciszy
Pomimo kontrowersji, władze Pleszewa wierzą w potencjał projektu. Szkolenia nauczycieli, współpraca między placówkami i wprowadzenie miejsc wyciszenia do edukacji to kroki w kierunku lepszego dobrostanu uczniów. Czy Mobilne Strefy Ciszy staną się standardem w polskich szkołach, czy pozostaną jedynie pleszewskim eksperymentem? Czas pokaże.
Śledź nas w Google News!
Zawsze na bieżąco z najnowszymi artykułami i informacjami.
Obserwuj nas w Google News