„Po 2 miesiącach leczenia nadal rana się nie zabliźnia, groziła nam też kolejna amputacja. A wszystko to przez głupotę kogoś kto krzywo wbił gwóźdź w ławkę w centrum miasta i uznał że jest ok” – tak sytuację opisuje mieszkanka Ostrowa, której psu ponad 2 miesiące temu zdarzył się wypadek.
To miał być zwykły spacer.
„Przysiedliśmy na ławce na Limanowskiego, pies stał obok i radośnie merdał ogonem. Nagle kobieta przechodząca obok zauważyła krew. Lała się strumieniem z ogona naszego psa”- wspomina.
Okazało się, że spod ławki wystawał gwóźdź, o który ogon zahaczył i ostatni krąg został oderwany, a tętnica przerwana. Gwóźdź był już wówczas zamalowany, więc ktoś musiał go widzieć.
Nie było czasu – trzeba było natychmiast jechać do weterynarza. Weterynarz kilka dni próbował ratować ogon, ale nic z tego. Weszła martwica – konieczna była częściowa amputacja, której podjął się już lekarz spoza Ostrowa. Mimo podawanych silnych antybiotyków, rana zaczęła ropieć. Ropa weszła na odcinek około 5-6 cm w głąb ogona. Weterynarz zasugerował kolejne cięcie. „Próbujemy ratować naszego pupila, ale niestety czasami już brakuje nam sił”- mówi właścicielka psa.
Od Amnasza do Kajfasza
Następnego dnia po wypadku właściciele psa postanowili sprawę zgłosić do odpowiedniego urzędu. „Proszę pomyśleć co mogłoby się stać, gdyby na ten gwóźdź nadziało się główką dziecko, sięgające po coś spod ławki?! To kompletny brak wyobraźni. Musieliśmy coś zrobić, aby nie narażać innych” – powiedziała właścicielka psa: „W związku z tym, że ławka stoi w obrębie drogi powiatowej najpierw udaliśmy się do Powiatowego Zarządu Dróg. Tam powiedziano nam, że ławkami się nie zajmują i mamy jechać do Urzędu Miejskiego. Pojechaliśmy. W Urzędzie też nie do końca wiedzieli co zrobić. Na szczęście pani Kamila pracująca w biurze obsługi interesanta po wielu telefonach znalazła osobę odpowiedzialną. Udaliśmy się więc do Miejskiego Zarządu Dróg. Tam o całej sytuacji opowiedzieliśmy dyrektorowi MZD. Poinformowano nas, że ktoś się z nami skontaktuje. Do dziś jest cisza, mimo że na piśmie podałam nasz adres.
Kilka tygodni temu rozmawiałam też o całej sprawie z prezydentem Jarosławem Urbaniakiem. Był zaskoczony, że nic o niej nie wie i obiecał że zapyta. Tutaj też nadal cisza.”
Usterka jednak została finalnie usunięta. Ktoś po prostu wziął młotek i dobił ten gwóźdź do ławki, aby nie odstawał. Czy wiele jest jeszcze takich bubli w mieście? Tego nie wiemy, ale lepiej uważać na swoje dzieci.
To nie jest taki zwykły piesek
Właścicielka psa nie chce ujawniać ile pies kosztował: „Według ostrowskich standardów – kilka pensji. Na ostatniej wystawie w Warszawie był najlepszy w swojej klasie. Znakomicie też został oceniony przez włoskiego sędziego międzynarodowego. Mieliśmy wobec niego bardzo ambitne plany. Teraz już ich nie możemy realizować, bo takie uszkodzenie powoduje, że będziemy odpadać w każdym porównaniu z innym psem. To smutne, bo włożyliśmy w niego wiele pracy, nie wspominając o kosztach. I wszystko to poszło wniwecz, bo ktoś brzydko mówiąc „olał” swoją pracę. Kochamy naszego psa, staramy się mieć przy nim 24h dyżury. Jednak nie zawsze się to udaje. I wtedy wracamy do punktu wyjścia… czasami po prostu ogarnia mnie bezsilność i płacz.
Opatrunki, specjalna gąbka chroniąca przed uderzeniami ogonem gdy pies się cieszy, maści, plastry – to wszystko generuje ogromne koszty, a osoby za to odpowiedzialne nie robią nic aby pomóc” – podsumowuje.
O odszkodowanie można się w tej sytuacji starać dopiero po zakończeniu leczenia. Nie wiadomo jednak kiedy to leczenie dobiegnie końca i czy uda się zwierzę uratować.
Śledź nas w Google News!
Zawsze na bieżąco z najnowszymi artykułami i informacjami.
Obserwuj nas w Google News