Klub TŻ Ostrovia przedstawił rozmowę z Tomaszem Przybyłem, przewodniczącym Rady Nadzorczej klubu na temat sytuacji finansowej klubu, zachowania byłego prezesa i przyszłości klubu.
– Z całą stanowczością mogę powiedzieć, że dzięki Waldemarowi Górskiemu i Mariuszowi Staszewskiemu w 2020 roku klub nie został zamknięty. Podczas spotkania akcjonariuszy i Rady Nadzorczej, z uwagi na potężne zadłużenie spółki, sięgające wówczas prawie 1 miliona złotych, chcieliśmy go zlikwidować. Wtedy jednak dzięki ogromnej determinacji wspomnianych osób i pomocy głównych sponsorów, podjęliśmy decyzję, że będziemy wyprowadzać klub z trudnej sytuacji finansowej, w jakiej się znalazł. Obecnie nie mamy żadnych zadłużeń – mówi Tomasz Przybył, przewodniczący Rady Nadzorczej TŻ Ostrovia S.A.
Jak wygląda kondycja finansowa klubu? Po wcześniejszej serii porażek pojawiło się wiele plotek, spekulacji, że może mieć to związek z finansami?
-Na tę chwilę sytuacja finansowa TŻ Ostrovia S.A. wygląda bardzo stabilnie. Nie mamy żadnych zadłużeń, żadnych przeterminowanych płatności, żadnych wierzycieli. Klub po prostu prosperuje jak normalna firma, która jest wypłacalna i patrzy w przyszłość, żeby rozwijać się i działać.
To skąd pana zdaniem tyle różnych dziwnych „opowieści”, insynuacji czy spekulacji, że dzieje się źle w ostrowskim żużlu?
-Mogę wypowiedzieć się, jako przedstawiciel akcjonariuszy i przewodniczący Rady Nadzorczej. Wydaje mi się, że ten brak komunikacji ze strony zarządu, wynikał w ostatnim czasie z bezpodstawnych oskarżeń, które padały w stronę prezesa, Waldemara Górskiego i trenera i jednocześnie członka zarządu, Mariusza Staszewskiego. Wspólnie podjęliśmy decyzję, że jeśli pojawią się kolejne zarzuty i oszczerstwa w mediach społecznościowych czy komentarzach, będziemy sprawy kierować do prokuratury. Pieniądze z wygranych spraw o bezpodstawne oczernianie tych osób, będą przeznaczane na szkolenie żużlowej młodzieży.
Oskarżanie prezesa, Waldemara Górskiego czy trenera i członka zarządu, Mariusza Staszewskiego o to, że oni wyciągnęli z klubu jakieś pieniądze, to są wierutne kłamstwa. Jako przewodniczący Rady Nadzorczej mam wgląd we wszystkie finanse klubu i jego płynność finansową. Wiem, jak ona wygląda teraz i jak było to w przeszłości.
To proszę powiedzieć, jak to przedstawiało się w ostatnich latach?
-Być może powinniśmy o tym powiedzieć już wcześniej, ale teraz po tych bezpodstawnych atakach w internecie na wspomniane osoby, pewne sprawy muszą ujrzeć światło dzienne. Z całą stanowczością mogę powiedzieć, że dzięki tym dwóm ludziom, czyli Waldemarowi Górskiemu i Mariuszowi Staszewskiemu w 2020 roku ten klub nie został zamknięty. Podczas spotkania akcjonariuszy i Rady Nadzorczej, z uwagi na potężne zadłużenie spółki, sięgające wówczas prawie 1 miliona złotych, chcieliśmy go zlikwidować. Wtedy jednak dzięki ogromnej determinacji Waldemara Górskiego, Mariusza Staszewskiego i pomocy głównych sponsorów, podjęliśmy decyzję, że będziemy wyprowadzać klub z trudnej sytuacji finansowej, w jakiej się on znalazł.
Mówimy o momencie, w którym rezygnację z funkcji prezesa złożył Radosław Strzelczyk?
-Tak. Były prezes Radosław Strzelczyk podczas jednego ze spotkań akcjonariuszy i członków Rady Nadzorczej na pytanie, dlaczego mamy tak duże zadłużenie, powiedział po prostu, że nie wie. Skoro prezes nie potrafił odpowiedzieć na tak fundamentalne pytanie, to być może nie nadawał się do pełnienia tej funkcji. Współpracowałem z Radosławem Strzelczykiem przez rok i była to dobra współpraca. Uważałem tę osobę za bardzo medialną, która ten klub ciągnęła do przodu. Tyle tylko, że kiedy poznałem rzeczywiste wyniki finansowe spółki i stan zadłużenia, diametralnie zmieniłem zdanie. Podstawą istnienia każdego przedsiębiorstwa, także klubu, jest stabilna sytuacja finansowa. W 2020 roku ten klub nie był nawet nad przepaścią. On spadał w dół.
Pan Strzelczyk w ostatnim w jednym z wywiadów powiedział, że gdy odchodził z klubu zadłużenie wynosiło 200 tysięcy złotych. Co pan na to?
-Minął się z prawdą, na co są przecież wszystkie dokumenty w klubie. Wcześniej dokumentacja była prowadzona przez pracownika firmy Radosława Strzelczyka i nie mieliśmy do wszystkiego wglądu. W końcu zostało to udostępnione, a takim punktem zwrotnym były zajęcia komornicze, które zostały wysłane do Miasta i do naszych największych sponsorów. Te dokumenty przecież są cały czas dostępne w archiwum spółki. Wtedy też okazało się, że łączne zadłużenie klubu wynosi około miliona złotych. Ja osobiście byłem wtedy za tym, by go zamknąć.
Kto był największym z wierzycieli?
-Gmina Miasto Ostrów Wielkopolski, a dotyczyło to umowy najmu stadionu. Wielki ukłon w stronę pani Prezydent, Beaty Klimek wraz z zastępcami, że zgodzili się na rozłożenie tego zadłużenia na raty i my cały czas regulujemy te zaległości. W tamtym czasie zadłużenie mieliśmy także wobec zawodników i jeszcze innych kontrahentów. Tak jak wspomniałem wcześniej, byliśmy nie nad przepaścią, a spadaliśmy już w dół.
Jak zatem udało się wyprowadzić klub na prostą?
-Akcjonariusze, najwięksi sponsorzy, w tym dwóch „aniołów stróżów” ostrowskiego żużla, wyłożyli własne pieniądze, by ten klub dalej istniał. Kiedy Waldemar Górski wraz z Mariuszem Staszewskim zaczęli prowadzić klub w 2020 roku, pieniędzy nie było praktycznie na nic, a był to jeszcze okres pandemii. Staraliśmy się klub utrzymać i zobaczyć, co będzie dalej.
Rozumiem, że systematycznie było spłacane też tamto zadłużenie?
-Pieniędzmi, które wpływały do klubu, regulowaliśmy nie tylko bieżące sprawy, ale też stare zadłużenie. Ten dług jednak się nie zmniejszał. Zarząd rozmawiał z wierzycielami, dogadywał się na spłatę zobowiązań w ratach, tak jak zrobiono to także z Miastem. Spłacaliśmy podpisane ugody, tak że więcej już nie mieliśmy spraw komorniczych. Powtórzę to jeszcze raz, gdyby nie determinacja Waldemara Górskiego i Mariusza Staszewskiego, tego klubu na pewno by już nie było. Były momenty, że obaj mieli już dosyć. Swego rodzaju nagrodą za tę determinację i przetrwanie naprawdę ciężkich momentów, był sportowy awans do PGE Ekstraligi.
W sezonie 2022 udało się wyprostować sytuację finansową?
-Chciałbym przy tej okazji odnieść się do zarzutów wielu osób w mediach społecznościowych, w których padały pytania, co się stało z pieniędzmi z PGE Ekstraligi. Każdy wie, że spółka akcyjna musi składać sprawozdania finansowe. Oczywiście, my takie sprawozdania finansowe przygotowywaliśmy i można to sprawdzić w Krajowym Rejestrze Sądowym. Pieniądze z PGE Ekstraligi zostały bardzo dobrze spożytkowane, a na koniec ubiegłego sezonu, została kwota ponad 1,3 miliona złotych. Został spłacony dług, który nad nami cały wisiał. Wcześniej zadłużenie powodowało, że klub nie mógł sobie pozwolić na zawodników, których chcieliśmy mieć w drużynie. Jednym z odgórnych założeń Rady Nadzorczej i akcjonariuszy względem zarządu klubu jest dyscyplina finansowa. Mariusz Staszewski jako trener pewnie chciałby mieć lepszych, a co za tym idzie także droższych zawodników, a nie mógł sobie na nich pozwolić. Dzięki temu, że potrafił to zrozumieć, szukał żużlowców nie z najwyższej półki finansowej. W 2021 roku znalazł takich, którzy niższym kosztem, dali nam awans do PGE Ekstraligi. Warto też przypomnieć, że przecież na początku tamtego sezonu były porażki i wieszczono nam spadek.
Kibice pewnie spodziewali się, że po spadku z PGE Ekstraligi zostaną zakontraktowani drodzy zawodnicy, którzy będą mieli walczyć o szybki powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej. Dyscyplina finansowa i problemy, z którymi wcześniej się borykał klub sprawiły, że szukano złotego środka, nie wydając pieniędzy, których nie było?
-Przede wszystkim nie wiem, jakie wyobrażenie mają kibice o tym, ile zarobiliśmy w PGE Ekstralidze. Naszym celem sportowym było utrzymanie się w niej, ale jak wiadomo, nie udało się tego zrealizować. Drugim z założeń było zbudowanie stabilnego finansowo klubu, który ma istnieć i prowadzić zespół w rozgrywkach ligowych, dając radość mieszkańcom naszego miasta i okolic przez długie lata, a nie znów stanąć nad przepaścią. Po kilku nieudanych meczach tego sezonu rozlała się fala hejtu na ludzi, dzięki którym cały czas możemy jeszcze rozmawiać o żużlu w Ostrowie. Podkreślę raz jeszcze, w tych trudnych czasach i ciężkiej sytuacji finansowej, w której się znalazł klub, prezes Waldemar Górski wspólnie z Mariuszem Staszewskim uratowali ostrowski żużel. Niektórzy się śmiali, że trener Staszewski pełni w klubie różne role. Nie tylko trenera, ale i sekretarki czy kasjera. To wszystko było spowodowane tym, żeby ten klub mógł działać. Pewnie, że można mieć teraz zarzuty, nawet nie tyle do zarządu, co nas wszystkich, że nie zakontraktowaliśmy zawodników, którzy daliby nam stuprocentowy awans do PGE Ekstraligi. Wybraliśmy jednak inną drogę.
Pytanie, czy klub było stać na takich zawodników?
-Obecnie w Radzie Nadzorczej mamy nową osobę, Krzysztofa Malesę, który wcześniej też był z nami jako jeden z głównych sponsorów. On również popierał naszą ideę, że podstawą funkcjonowania klubu musi być fundament finansowy i wiarygodność wobec wszystkich partnerów. Przez ostatnie dwa lata zbudowaliśmy zaufanie, mam nadzieję, że także wobec władz naszego miasta. Owszem, można mieć do zarządu zastrzeżenia, że nie ma parcia na szkło, że nie ma ich tyle w mediach, że jego członkowie nie udzielają zbyt często wywiadów, ale te dwie osoby w zarządzie wykonują mozolną pracę w tym klubie.
Teraz jest już także trzecia osoba w zarządzie…
-Tak. Do tego gremium dołączył Krystian Wawrzyniak, który z pewnością w niektórych kwestiach odciąży dotychczasowych członków zarządu.
To też wzmocnienia prezesa Waldemara Górskiego, który pomiędzy wierszami dawał do zrozumienia, że ma dosyć sprawowanej funkcji, właśnie z uwagi na falę hejtu?
-Waldemar Górski poświęcił sporo czasu i wiele swoich pieniędzy temu klubowi, który kocha i uratował go wspólnie z Mariuszem Staszewskim. Prezes Górski nie pobiera żadnych profitów z tytułu pełnienia swojej funkcji. Czy można się dziwić tej osobie, że ma dosyć, skoro pojawiają się szkalowania i wyzwiska od złodzieja i oszusta? Zdaję sobie sprawę, że czasami takie oszczerstwa i komentarze są rzucane w jakimś celu.
W jakim?
-Istnieje grupa ludzi, dla których dalsze funkcjonowanie tego klubu jest pewnie niepożądane. Klub miał paść, miało się nie udać, a jednak się udało. Mieliśmy awans do PGE Ekstraligi, wyprostowaliśmy finanse i są perspektywy na przyszłość. Brakuje może w klubie osoby bardzo medialnej, która będzie cały czas w kontakcie z kibicami, ale to też będziemy próbować zmienić. Można mieć pretensje, że nie ma medialnego show, jak w przeszłości, ale jest za to ciężka praca każdego dnia i można się o tym przekonać, przychodząc na stadion.
Pewnie, gdyby nie brak na początku sezonu wyniku sportowego, nie byłoby rozdrapywania tych wszystkich spraw, ale patrząc pod kątem sportowym, zgodzi się pan, że nie wszystko jeszcze stracone?
-Nie wyszły nam dwa mecze. Dobił nas mecz na inaugurację w Gdańsku, który kończyliśmy w pięciu. Później mecz z Łodzią w Ostrowie, który pozostawiał wiele do życzenia o same okoliczności jego rozegrania. Przytrafiła się wpadka w Poznaniu, ale ten zespół naprawdę chce walczyć. Nie zawsze się wygrywa. To jest sport, którego nieodzowną częścią są porażki. W 2021 roku też spisywano nas na spadek. Wtedy też w trakcie sezonu wiele się zmieniło i wierzę, że jeszcze w tym roku nasz zespół da kibicom sporo radości. Mogę podkreślić, że bez względu na to, na której fazie sezonu zakończymy rozgrywki, każdy nasz zawodnik, zostanie rozliczony co do złotówki. To może się kibicom nie podobać, że mamy skład, na jaki nas stać, a nie skład marzeń, za który nie bylibyśmy w stanie zapłacić. Mogliśmy wziąć żużlowców z czołówki, bo takie rozmowy też były prowadzone i może obecny wynik sportowy też byłby inny, ale kto wie, czy na koniec sezonu nie powiedzielibyśmy, że nie stać nas na zakontraktowanie żużlowców na następne rozgrywki.
Pewnie wiele przyczyn złożyło się na taką, a nie inną frekwencję w tym sezonie, przekładane mecze, mało spotkań w niedzielę, długie przerwy pomiędzy meczami, a później kumulacje zawodów. Zastanawiał się pan, co ma wpływ na mniejsze zainteresowanie kibiców w tym sezonie?
-Dodajmy do tego wyniki sportowe, a zwróciłbym uwagę na jeszcze jeden aspekt. Na Facebooku działa grupa, na której wylewa się fala hejtu. To grupa, która nie jest kontrolowana przez klub, a przez osoby prywatne. To w pewien sposób też uderza w frekwencję. Dużo kibiców obserwuje to, co dzieje się w tej grupie, gdzie rzucane są bezpodstawne oszczerstwa, podawane są niesprawdzone, często wręcz kłamliwe informacje i na tej podstawie pewnie część kibiców ma takie, a nie inne wyobrażenie o klubie.
Powtórzę się raz jeszcze. Mamy dwie osoby, które przez ostatnie trzy lata poświęciły dla tego klubu swoje życie. Osobiście się dziwię, że te osoby jeszcze działają. Gdyby te wszystkie bezpodstawne oszczerstwa dotyczyły mnie, dawno bym zrezygnował. Ostrowski żużel ma wielki szczęście, że są takie osoby jak Waldemar Górski i Mariusz Staszewski. Ja mogę zrozumieć, że każdy popełnia błędy, czasami podejmuje złe decyzje, że nie udziela się może tyle w mediach, ale każdy jest człowiekiem i może się mylić. Patrząc globalnie na ich pracę, co można im zarzucić? Że po roku przerwy może nie być awansu? Nie mieliśmy go wcześniej przez prawie ćwierć wieku, a po drodze upadło kilka klubów.
Słowem stabilność i wiarygodność, a nie dopuszczanie do życia ponad stan?
-Oczywiście. Po raz pierwszy w historii otrzymaliśmy z Miasta duże pieniądze w kwocie 1,3 miliona złotych. Nigdy wcześniej nie było takiej dotacji z samorządu, co też jest chyba pewnym wyrazem zaufania władz miasta do tego, co robimy. Wiarygodność klubu została doceniona. Nie odbyło się to zaraz po przejęciu władzy przez nowy zarząd, nie było to rok później, nie było nawet w PGE Ekstralidze, ale dopiero teraz.
We wspomnianej PGE Ekstralidze beniaminek posiadał pewnie najniższy budżet?
-Zdecydowanie. Tak naprawdę sportowego celu nie udało się zrealizować, ale wynik finansowy był pozytywny. W zeszłym sezonie wygraliśmy także U-24 Ekstraligę, dzięki czemu teraz możemy również uczestniczyć w tych rozgrywkach. To także powoduje zastrzyk finansowy dla klubu, ale oczywiście też ogromne obwarowania w kwestiach szkoleniowych. Mogliśmy w zeszłym sezonie wystawić najtańszy skład na U-24 Ekstraligę i dziś w niej nie startować. Zarząd i sztab szkoleniowy podeszli do tego ambitnie i wygrali rozgrywki. Dzięki temu dalej możemy szkolić młodzież w takim wymiarze jak w PGE Ekstralidze.
Na koniec zapytam o rolę byłego prezesa Radosława Strzelczyka, który jest nadal udziałowcem spółki. Czy angażuje się w jakiś sposób w pracę klubu?
-Jest cały czas udziałowcem. Prosiliśmy, żeby zbył akcje, bo chcieliśmy, żeby udziały skupiały się w rękach osób bardzo mocno zaangażowanych w ostrowski klub. Nie chciał tego zrobić. Osobiście nie mam z nim kontaktu i choć sam często nie bywam w klubie, to nie słyszałem i nie widziałem, żeby w jakikolwiek sposób angażował się. Podobnie zresztą w stowarzyszeniu. Były prezes lubił brylować w mediach. Absolutnie nie można przekreślać tego człowieka, bo zrobił też dużo, ale koniec nie był taki, jaki byśmy oczekiwali. Chciałbym się też odnieść do wypowiedzi z ostatniego wywiadu o tym, że on zrezygnował z funkcji prezesa. Większego wyjścia nie miał. Pismo o rezygnacji dotarło do nas w momencie, kiedy została zwołana Rada Nadzorcza, która miała dokonać zmian w zarządzie klubu, po tym jak wyszły informacje o zadłużeniu i najwięksi sponsorzy wyłożyli pieniądze, by ten klub przetrwał. Jan i Andrzej Garcarkowie walnie przyczynili się, że ten klub dalej istnieje i co ważne, TŻ Ostrovia S.A nie ma problemów finansowych. Nie wiem, czy w innych klubach żużlowych, gdzie wydawane są naprawdę ogromne pieniądze, jest tak stabilnie, jak obecnie w Ostrowie Wielkopolskim.
Na zdjęciu: Waldemar Górski, Tomasz Przybył i Mariusz Staszewski.
Śledź nas w Google News!
Zawsze na bieżąco z najnowszymi artykułami i informacjami.
Obserwuj nas w Google News