W minioną sobotę pochowano Romana Cegielnego. Zmarł po wypadku z udziałem karetki pogotowia ratunkowego, do którego doszło w ubiegłą niedzielę. Na cmentarzu przy ul. Bema tłum ludzi uczestniczył w ostatnim pożegnaniu. Po mszy świętej wystąpiły córki zmarłego, które w emocjonujących słowach przedstawiły jego sylwetkę i ostatnie chwile życia.
+
córka Sylwia:
Tata Roman był ciepłym, rodzinnym, troskliwym, opiekuńczym, ojcem. Tata czerpał radość z dawania i budowania. W życiu miał misję organizowania. Nigdy się nie poddawał i nawet kiedy jego świat się walił, to zbierał siłę i zaczynał od nowa. Nauczył mnie że trzeba grać fair i że jak się coś robi, to najlepiej jak się umie, albo wcale. Zaszczepił we mnie chęć do działania i przejmowania inicjatywy. Honorowy, szczodry, tolerancyjny i sprawiedliwy. Dobrze czuł się w każdej grupie wiekowej. Moi znajomi bardzo lubili i szanowali mojego tatę. Tato, Często nie docenialiśmy Twoich działań i dobroci. Braliśmy to za pewnik. Oddałabym wszystko żeby jeszcze raz przeżyć momenty w których się na ciebie denerwowałam. Teraz rozumiem ze wynikały one z miłości i troski. Byłeś naszym parasolem, ogniskiem przy którym się grzaliśmy. To dawało komfort psychiczny ze zawsze jest ktoś, kto się troszczy, martwi i porostu jest dla nas.Filar, który trzyma wszystko w kupie. Będzie nam Ciebie ogromnie brakowało. Jesteś niezastąpiony. Jeden na milion, lub jeden na sto milionów. Jestem dumna z tego że jesteś moim tatą. To co pozostawiłeś, to ciepło w sercu, niepojęta dobroć i wiarę w ludzi. Że to wszystko ma jakiś sens…
córka Romana:
Nie wszyscy dobrze znali mojego tatę. Chciałabym Państwu go przedstawić od strony, od której nie wszyscy mieli okazję go poznać. Miał 71 lat, ale nie był niedołężnym staruszkiem, jak niektórzy mogli sobie wyobrażać. Był dziadkiem, który codziennie ćwiczył w swoim pokoju gimnastycznym. Chodził także po górach i to była jego największa pasja. Wiele jeździł rowerem. Potrafił pokonać dystans 90 km dziennie. Uwielbiał zwiedzać i zaszczepił to we mnie. To dzięki temu mogłam poznać wiele ciekawych miejsc na świecie. Był bardzo odpowiedzialnym i poukładanym człowiekiem. Był szczery do bólu. Zawsze mi powtarzał, trzeba mówić prawdę, choćby była najgorsza. I tego również staram się trzymać. Był bardzo łebskim facetem. Pasuje do niego powiedzenie „mieć łeb jak sklep”, jak dla mnie to supermarket. Miał wszechstronną wiedzę historyczno-geograficzną. Dla mnie był jak chodząca encyklopedia. Nie musiałam sprawdzać czegoś w internecie, bo wiedział prawie wszystko. Był samoukiem w wielu dziedzinach. Z wykształcenia inżynier chemik, a języka angielskiego w domu nauczył się sam. I do tego branżowego. To było coś niesamowitego. Dla mnie nieosiągalne. Ale w końcu to co najważniejsze, był bardzo dobrym człowiekiem. Pomagał wielu ludziom. Uwielbiał dawać i się dzielić. Tego także nauczył mnie i moją siostrę.
Był opiekuńczym i troskliwym tatą. Był cudownym dziadkiem dla moich dzieci. Wiele mu zawdzięczamy. Kochał całym sercem i był przez nas kochanym. Odszedł, kiedy odnalazł miłość swojego życia. Był bardzo szczęśliwy.Tego dnia kiedy zginął, byliśmy umówieni. On wracał ze spaceru z psem. Ja jechałam swoich samochodem. Mieliśmy razem zjeść obiad. Wcześniej gotował dla mnie rosół z perliczki. Spotkaliśmy się w drzwiach, ale niestety helikoptera ratunkowego. Rozmawialiśmy chwilę zanim odleciał. Spytałam: tato, nie słyszałeś ich? Odpowiedział: Nie, nie słyszałem.
Siedząc na schodach przed drzwiami intensywnej terapii, napisałam dla taty wierszyk. Niestety już go nie przeczyta. Dotyczy on nas wszystkich ludzi:
W obliczu śmierci wszyscyśmy jednacy.
Ofiary losu i cwane chojracy.
W obliczu bólu wszyscy się litują.
Ci co pokrzywdzeni toż nie potrzebują.
Więc bądźcie obecni, kiedy na to pora,
Nie gdy człeka kłada do czarnego wora.
Śledź nas w Google News!
Zawsze na bieżąco z najnowszymi artykułami i informacjami.
Obserwuj nas w Google News