41-letnia kobieta zmarła w nocy z piątku na sobotę w karetce. Kilkanaście godzin wcześniej zaczęła mieć duszności. Po wezwaniu karetki medycy wykonali jej pierwszy test antygenowy na obecność koronawirusa SARS-CoV-2. Wyszedł ujemny. Drugi wykonano w szpitalu w Kępnie. Ten również był negatywny. Dopiero trzeci okazał się dodatni, ale na jego wynik czekano kilka godzin.
Estera od wielu lat zmagała się z rzadką chorobą Zespół Morgagniego-Stewarta-Morela – czytaj na Wikipedii. Rok temu miała zaplanowaną operację w Bydgoszczy, ale bez powiadomienia anulowano ją z powodu pandemii. 41-latka czekała na nią aż półtora roku. Po nagłośnieniu w październiku 2020 r. sprawy w programie Dzień Dobry TVN, lekarz obiecał ustalić nowy termin, ale niestety go nie doczekała.
Feralnego dnia karetka zabrała ją około 12 w południe. W czasie zabierania była świadoma i w stanie stabilnym. Wykonano jej w sumie 3 testy na obecność koronawirusa, ale dopiero trzeci RT-PCR wyszedł dodatni. Próbkę przewożono do laboratorium we Wrocławiu, skąd wynik nadszedł po 5 godzinach.
Stan kobiety pochodzącej z Ostrzeszowa stale się pogarszał. Podjęto decyzję o przewiezieniu jej do szpitala o najwyższym stopniu referencyjności dla osób zakażonych. Taki znajdował się w Poznaniu oddalonym o 150 kilometrów od Kępna. Kobieta zmarła w karetce po około 10 minutach od wyjazdu.
Bliscy zmarłej mają wątpliwości czy konieczna była intubacja przez czas transportu, jeśli tuż przed nim nie było – ich zdaniem – do tego wskazań medycznych.
Rodzina pacjentki ubolewa, że przez czas jej pobytu na izbie przyjęć nie mogli się z nią zobaczyć, a także po śmierci nie mogą zobaczyć ciała. Wszystko z powodu dodatniego trzeciego testu na obecność koronawirusa.