Wojewoda Wielkopolski wydał oświadczenie, a prokuratura poinformowała o wszczęciu śledztwa po publikacji nagrań zawierających skandaliczne słowa dyspozytora medycznego z Kalisza. Bulwersująca w tej historii była również konieczność powtarzania zgłoszenia w czasie jednego połączenia dwóm różnym dyspozytorom – w Poznaniu (numer 112) oraz dyspozytorowi medycznemu z Kalisza (999).
+
Wojewoda Wielkopolski Zbigniew Hoffmann zażądał wyjaśnień w trybie pilnym w sprawie postępowania pracowania kaliskiego szpitala zatrudnionego jako dyspozytor medyczny. Hoffmann ocenił zachowanie przyjmującego zgłoszenie skrajnie krytycznie.
Dotychczasowe funkcjonowanie systemu powstało za rządów PO-PSL. Być może obecny wojewoda z PiS oraz Marlena Maląg pełniąca funkcję zastępcy pójdą po rozum do głowy i przywrócą normalność. Kiedyś zgłoszenie odbierała dyspozytorka stacjonująca w siedzibie ostrowskiej straży pożarnej. Gdy zrozumiała, że sytuacja jest pilna, natychmiast – w trakcie trwania połączenia ze zgłaszającym – dysponowała załogę karetki pogotowia.
Po zmianach zafundowanych przez koalicję Platformy Obywatelskiej oraz Polskiego Stronnictwa Ludowego zlikwidowano dyspozytornię w Ostrowie Wlkp. W zamian utworzono jednostkę w Kaliszu, które zbiera zgłoszenia z sześciu okolicznych powiatów. O pomyłkę w lokalizacji nie jest trudno.
Jeszcze w 2010 r. protestowali ówcześni starostowie, gdzie likwidowano centra powiadamiania ratunkowego. Obecnie chory system 112 powoduje, że chcąc wezwać karetkę, będziemy tracili cenny czas na opowiadanie historii osobie, która jako pierwsza odbierze telefon, a następnie zostaniemy do Kalisza gdzie ponownie zostaną nam zadane szczegółowe pytania. Tragicznie zakończona historia, która wydarzyła się w środę w Ostrowie Wlkp. pokazała, że wzywanie pomocy do umierającego trwało 4 minuty. Te cenne minuty, o których się mówi, że powinna zostać udzielona pomoc, ponieważ w przeciwnym razie zaczną się nieodwracalne uszkodzenia mózgu.
Dyspozytor z Kalisza pokazał, że albo miał słaby dzień albo wypalił się zawodowo. Być może kiedyś wzorowo spełniał swoje obowiązki. Jednak tego dnia wypowiedział słowa, który nigdy nie powinny paść. Gdy Pan Sebastian Banasiak wyraził obawę, że przez takie przeprowadzanie szczegółowego wywiadu może umrzeć potrzebujący pomocy, dyspozytor z Kalisza odpowiedział, że najwyżej umrze. Każdy z nas umrze. Najgorsze jest to, że faktycznie umarł, bo karetka od momentu nawiązania połączenia z numerem 112 dojechała dopiero po 15 minutach. Do pokonania miała raptem 3 kilometry.
Nawet gdyby Pan Sebastian Banasiak trafił na właściwą osobę i tak był skazany na dwukrotnie dłuższy czas potrzebny na wezwanie pomocy. W sytuacjach stresowych ten czas wydłuża się trzykrotnie, ponieważ przyjmujący ponownie zgłoszenie musi wysłuchiwać zdegustowanego rozmówcę.
Prokuratura z Ostrowa Wlkp, wszczęła śledztwo w sprawie o czyn z art. 150 kk i 160 kk par. 2. – Chodzi o nieumyślne spowodowanie śmierci człowieka oraz o narażenie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia przez osobę, na której ciąży obowiązek opieki, za co grozi do 5 lat więzienia – powiedział prokurator PAP.
Śledź nas w Google News!
Zawsze na bieżąco z najnowszymi artykułami i informacjami.
Obserwuj nas w Google News